wtorek, 12 września 2017

Dooneen

a właściwie wariacja na temat, bo nie do końca według pomysłu autorki wzoru.
Wyszło zgodnie z planem i wyobrażeniami, a że długo trwało i nie było łatwo - to tym bardziej cieszy :)



Opowieść zacznę od samego końca!

Wzór nazywa się dwojako:
tytuł pliku to 'Cliffs of Dooneen' i wydawało mi się, że to właściwa nazwa, zwłaszcza, że autorka się nią ciągle posługuje.
Zrobiłam stronkę projektu i próbowałam podłączyć do wzoru - i nijak się nie dało!
Obejrzałam jeszcze raz plik,
otworzyłam i przeczytałam dla pewności nazwę, bo może ja coś pomieszałam w tych literkach,
ale nie, zgadza się. 
Jest co prawda 'the' na początku, ale to przecież nic nie zmienia.

Przeszukałam bazę wzorów na ravelry - nie ma takiego!
I dopiero wujek google mnie oświecił, że może i pdf nazywa się 'the Cliffs of Dooneen',
ale za to wzór na ravelry nazywa się 'Dooneen Lace Shawl', hehe!




Przyznam się, że kłopoty z nazwą zupełnie mnie nie zaskoczyły.
Tak właśnie było od samego początku dziergania! kłopotliwie!

Zaczęło się od tego, że wydrukowałam wzór i zaczęłam rozgryzać, jak ta chusta właściwie jest dziergana.
Pewne doświadczenie już przecież mam, trochę chust wydziergałam.
i cóż z tego?
niewiele!




Najbardziej w tym wzorze zachwyciła mnie bordiura, i właśnie ona miała być głównym elementem mojej chusty.

Najpierw musiałam sięgnąć po kalkulator, żeby sobie poprzeliczać, bo wzór nie precyzował.
Zaraz potem po kredki, bo nijak nie mogłam się ogarnąć bez kolorów.
Wszystko narysowane i napisane jednym cięgiem, zlewało się i nie widziałam całości.
I w następnej minucie po internet z youtubem, bo okazało się, że nie rozumiem skrótów.

Pełna nadziei, że wszystko rozgryzłam - zaczęłam dziergać.

Bardzo szybko okazało się, że te kolory też mi nic nie dają.
Przerysowałam sobie wzór na papier kancelaryjny, po swojemu i mimo wszystko kolorowo.




Wzór trudny i wymagający, robiony po obu stronach, wszystko się miesza i przestawia, eh.
Poprułam ze dwa razy i naniosłam poprawki na swoją wersję.
Poszło!
telewizji przy tym oglądać się nie dało,
słuchać niczego też nie, zwłaszcza przy pierwszych powtórzeniach, kiedy wszystko nowe.

już, już wydawało mi się, że nawet powoli się na pamięć uczę niektórych fragmentów,
kiedy okoliczności życiowe odebrały mi czas wolny i koncentrację, i zmusiły do odłożenia tak trudnej robótki.
dziergałam, owszem, ale głównie francuzem, co to się robi bezmyślnie i odłożyć można w każdej chwili




minęły prawie dwa miesiące i wróciłam do mojego wyzwania :)
nauczona doświadczeniem zaplanowałam całkowicie wolny weekend i postanowiłam skończyć tę bordiurę za jednym zamachem

i to było prorocze natchnienie!!!

zaczęłam w piątek, powoli, mozolnie, właściwie od zera bo nic nie pamiętałam

po dwóch powtórzeniach złamałam się i założyłam markery 
(złamałam, bo ja ich bardzo nie lubię, nie wiem dlaczego, tak chyba irracjonalnie głównie)

poszło trochę szybciej, dostosowałam sobie wzór do wersji z markerami,
pozaznaczałam inaczej, pozmieniałam miejsca kresek i kółeczek

w sobotę zaczęłam od rana,
po południu robiłam już niektóre fragmenty z pamięci,
wieczorem już prawie nie zaglądałam do kartki, dumna z siebie, że to ja zwyciężyłam, a nie wzór mnie pokonał

a w niedzielę rano okazało się, że co najmniej połowa wzoru mi z głowy umknęła,
i znów zaczęła się pełna koncentracja i niewielkie prucia

Ale skończyłam i dumna jestem z siebie bardzo!!!




Jeżeli ktoś wcześniej kliknął w link wzoru, to zorientował się od razu, że z oryginału wzięłam jedynie bordiurę, kto nie zdążył kliknąć - oryginał jest TUTAJ.

Cała reszta tej chusty wydała mi się niepotrzebnym nadmiarem i po prostu ją ominęłam.
Zmieniłam też konstrukcję, ale to akurat nie przeniosło się na końcowy kształt.




No i jeszcze włóczka - coś przecudnego, ideał, którego niestety nie udało mi się tak do końca uchwycić na zdjęciach.

Ella Rae Lace Merino - merynos o grubości 420m na 100g, cudownie skręcony, sprężysty, połyskliwy. Kolor zielono landrynkowy, delikatnie cieniowany, pełen niuansów i odcieni.

Trochę mi zostało z drugiego motka, i teraz mam zagwozdkę, jak to cudo wykorzystać :)

I z tą myślą Was zostawiam, serdecznie pozdrawiając i życząc dużo słońca i mało deszczu :)))





8 komentarzy:

  1. Piękna chusta, oryginalnie przeładowana z tym środkiem, francuz jest o wiele lepszym rozwiązaniem, gratuluję udziergu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna chusta. Też byłabym dumna. Utknęłam na czarnym Bazyliszku a u Ciebie tyle nowości. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. O wiele lepiej wygląda ta chusta przerabiana dżersejem (jeśli dobrze widzę na zdjęciach)z bordiurą. Znacznie lepiej niż oryginał! Pięknie Ci wyszła mimo tego zmagania ze wzorem:))
    Serdecznie pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Chusta przepiękna i zdecydowanie bardziej podoba mi się Twoja niż oryginał.
    Prosty środek podkreśla piękno bordiury.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepiękna! Chciałabym mieć takie zdolności taką wytrwałość w dzierganiu.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoja jest piekna, moim zdaniem zdecydowanie przewyższą oryginał. Nieustannnie podziwiam Twoją cierliwośc i umiejętności. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. nice work again! funny, but I crocheted a tunic in the same emerald colour.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę się napatrzeć jakie cudne chusty robisz !!!! :))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz.
Pozdrawiam serdecznie :)